piątek, 7 października 2011

spaghetti al uno palnik

Nie myślałam, że wrócę kiedyś do tego bloga kulinarnego. Między czasie przecież otworzyłam nowego - teatralnego (www.zniewolonyumysl.blogspot.com) i ten miał być moim Jedynym B(l)ogiem. No, ale sami powiedzicie - na którym blogu powinnam wypisywać swoje wrażenia z pobytu na warsztatach teatralnych we Włoszech? I dodam, w Wenecji. I dodam, że na dwa tygodnie, i dodam: mieszkając w samodzielnym studiu z kuchnią, i dodam jeszcze do smaczku: z zestawem garnków do gotowania makaronu w szafeczce i z butelką darmowej oliwy po byłej lokatorce. Na którym więc blogu powinnam się wyspowiadać z przebiegu wypadków?

No, powie osoba o umyśle logicznym: jeśli wypadki są natury kulinarnej - na blogu kulinarnym, a jeśli są natury teatralnej, artystycznej - to wtedy na blogu teatralnym. Otóż bzdura! Bo 1)potrawa ze spaghetti to sztuka piękna choć może być bezmięsna 2)w oczekiwaniu na ugotowanie się makaronu tudzież sosu czyta się bardzo teatralne i bardzo artystyczne książki - jak np. "Pamiętniki" Goldoniego (nota bene byłam dzisiaj pod domem mistrza Goldoniego), co naturalnie tworzy artystyczne okoliczności spożycia i wpływa na estetyczne wartości tego drugiego 3)spożywa się całość w sposób iście aktorski - tzn. plamiąc całą górną część garderoby sosem pomidorowym, rozlewając oliwę dookoła stołu ("ja ciebie chrzczę..."), tudzież wznosząc radosne krzyki: "Benissimo" "Prima" "Parfetto" "Molto saporito" itd. itd. w miarę znajomości języka tubylców. No, więc jak będzie z tą sztuką (gotowania)?
Aaa, co mi tam, idę czytać Goldoniego, widzę, że się z Wami się nie dogadam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz