sobota, 16 stycznia 2010

Głodny arystokrata

Jeśli, wstając w sobotni poranek o 9 (nietypowo wcześnie), po wieczorze spędzonym samotnie na oglądaniu filmów erotycznych, jakaś tajemnicza siła pcha Was w kierunku kuchni, to znaczy, że mój przepis nie pójdzie na marne. Jesteście głodni. Nie, to mało. Jesteście wygłodniali. Wygłodniale pazerni.
Przyjrzyjmy się organizmowi: jak na talerzu widać zaorane pola i bezkwietne łąki, po których wałęsają się bezczynnie kwasy żołądkowe, a komórki nerwowe zamarzły z braku uczuciowego nawozu. Zimno i pusto.
Nigdy nie byłam w harcerstwie, ale: co to jest wędrówka trzeci dzień bez przystanku, bez możliwości skorzystania z cywilizowanego miejsca zwanego toaletą, bez czystej wody do ochłodzenia odparzonych stóp i wreszcie z pustym brzuchem - można sobie po prostu wyobrazić. Taki poranek jak dziś sprzyja rozbudowanym wyobrażeniom i zbliża zwykłych ludzi do takich bohaterów, herosów jakimi są harcerze, żołnierze i pielgrzymi.
Nasza wędrówka z pokoju do kuchni wydaje się trwać miesiącami, podczas gdy ręce szukają czegokolwiek zjadliwego, nawet za cenę oparzenia, odmarznięcia, odpadnięcia czy wreszcie zwęglenia. Bez kciuka można żyć, a bez żołądka?
Tak to mniej więcej przebiega proces właściwej hierarchizacji elementów naszego jestestwa. To dobry znak. Głód oznacza powrót do całkowitej jedności myśli i czynów, sprzyja prawdziwym dziełom kulinarnym - bowiem do kuchennej twórczości potrzebne jest całkowite oddanie się we władanie zmysłów smaku, węchu i dotyku, które pociągają, jak lalkarz za sznurki, nasze członki, tak posłuszne wszystkiemu, co zdaje się dążyć do zaspokojenia życiowej potrzeby. Potrzeby pełnego brzucha.
Jest to przepis prosty, quasi biwakowy, choć różni się znacznie od Musierowiczowskiego przysmaku Włóczykija. To stylizacja na miarę nie-harcerza, nie-piechura, nie-żołnierza, ale szanowanego, prowadzącego iście osiadły tryb życia, arystokraty lub przynajmniej szlachcica, który w swej nieźle zaopatrzonej kuchni i przydworkowym ogródku ma takie przysmaki jak: pestki dyni, chleb domowego wypieku, jajka od kur z wolnego wybiegu, korzeń pietruszki, olej rzepakowy, majeranek, utarte ziarna pieprzu, cebulkę białą - sałatkową. Oczywiście można strywializować (socjalista powiedziałby: zrewolucjonizować) mój przepis, używając zwykłej cebuli, jaj urodzonych w klatkach, chleba z mrożonki, pietruszki w kostce i mixu przypraw firmy znanej wszystkim fanom teleturniejów, ale to nie będzie to samo. Prostota wykonania - tak, ale przy maksimum staranności w doborze składników. Proszę państwa, ja tutaj staram się podnieść poziom rodzimego żywienia z wielkopolskiego "zalewania chleba jajem" do szlachetnego "przykrycia ziarna puchem życia". W tej dramatycznej chwili głodu, naprawdę ma znaczenie, co wrzucimy na ruszt - nie dla naszego samopoczucia, ale dla czegoś o wiele wznioślejszego: dla Ducha Kuchni. Coś takiego istnieje i każdy, kto kiedykolwiek coś przypalił, wie, że tak właśnie objawił się Duch Kuchni ze swoją zemstą za pośpiech, niepotrzebne przekleństwa i brak koncentracji przy tej boskiej czynności.
Teraz wreszcie, po dokładnym wyjaśnieniu mego stanowiska, mogę ze spokojem w sercu podać Wam przepis, który właściwie wykona tylko osoba, w której żyłach płynie błękitna krew. Do dzieła, elito!
Na suchej patelni uprażyć pestki dyni, kiedy napęcznieją - przesypać do miseczki, a na tą samą, już gorącą, patelnię wlać olej, po chwili wsypać pokrojoną w krążki białą cebulę sałatkową, a kiedy się zeszkli - pokrojony w kostkę chleb razowy, mieszać, żeby się to nie przypaliło i nie przywołało złego ducha. Następnie dodać drobno pokrojoną pietruszkę (korzeń), posypać majerankiem i pieprzem, mieszać, i po chwili dodać wyciśnięty spory ząbek czosnku. Skumulować drewnianą łyżką całą masę, żeby się towarzystwo nie rozchodziło po ściankach patelni, po czym wylać na nią dwa całe jajka. W czasie kiedy jajko będzie się ścinać - podważać masę po bokach i zawijać delikatnie do środka - tak, żeby białko spoiło "całość w jedność". Na koniec przenieść delikatnie naszego króla i światowego mistrza wszystkich jajecznic na porcelanę i obsypać go kwieciem prażonej dyni.
Pokłonić się mu, a następnie z namaszczeniem skonsumować nożem i widelcem. Inaczej się nie godzi. Nawet na głodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz