czwartek, 28 stycznia 2010

Placek Cioci Tosi

Ciocia Tosia, znana dziś w świecie osóbka, była niegdyś – jak my – szarym, prostym człowiekiem. Stara panna, do tego bez dzieci, zaś dalszą rodzinę miała taką, że szkoda gadać, toteż zajęciem, jakiemu poświęcała Tosia cały swój czas i energię, było rozwiązywanie krzyżówek. Któregoś dnia tak się biedziła nad hasłem, że aż jej głowa spuchła. Chodziła jak ta bania po salonie i biadoliła:
- Niewielki lokal gastronomiczny sprzedający dania szybkiej obsługi, na trzy litery, pierwsza b, ostatnia r… - no doprawdy, ale wymyślili… przecież nie BACH! – kompozytor niemiecki, on się pisze przez ch, więc jest na cztery litery (Ciocia Tosia była naprawdę zaprawiona w szaradach), ani BAL – uroczysty wieczór taneczny, ani… ani BAW – druga osoba trybu rozkazującego od czasownika oznaczającego ulubioną czynność dziecięcą… To wszystko nie to, nie to!
Wreszcie postanowiła pójść na spacer, może na świeżym powietrzu znajdzie się rozwiązanie. Nogi niosły ją daleko, daleko, aż do plaży (trzeba Wam wiedzieć, że mieszkała kobiecina nad polskim morzem), a tam – na słupie – ogłoszenie. Patrzy Ciocia Tosia, patrzy, a buzia jej się śmieje: Mam! Mam! Toż to zwykły bar, B-A-R!
Po chwili zamilkła, a oczy szybko przebiegały treść ogłoszenia… Poszukujemy… praca… naleśniki… książeczka BHP niewymagana…

I stało się. Ciocia Tosia poszła za porywem serca i zaczęła dorabiać, smażąc naleśniki w najzwyczajniejszej drewnianej budzie, i to na lewo. Zupełnie się nie przejmowała, że dzieciaki jej dokazują, bo stara, bo za mało polewy nałożyła, albo na krechę dać nie chciała i tym podobne. Cieszyła się każdym dniem w pracy, z dala od rodziny i z własną głową normalnej wielkości. Nie kombinowała za wiele, ale nie raz krzyżówkowe nawyki wracały jak wspomnienie i wtedy Ciocia Tosia dawała im upust, wymyślając nowe przepisy na naleśniki. Właśnie dzięki jednemu z nich stała się sławna na całym Pomorzu Zachodnim, a i ludzie ze Wschodniego co nieco o niej słyszeli. Przepis jest owocem tosinej wnikliwej obserwacji i troski o dzisiejszą młodzież, która nic nie chce jeść tylko snikersy i tiktaki, i że przydałoby się zaproponować im coś prostego, campingowego, opartego na żywności puszkowanej, jednak nie pozbawionej wartości odżywczej, coś zachęcającego kolorem i zapachem, coś, co nie może się nie udać (jeśli będzie robione na trzeźwo), a więc przepis skazany na sukces! To, czego dzisiejsza młodzież tak bardzo pragnie!

Oto i przepis:
Całe jajko, dwie kopiaste łyżki mąki kukurydzianej, szczyptę soli i odrobinę ciepłej wody zmieszać blenderem, odstawić. W garnku zeszklić na oleju pół pora, przykryć go wrzątkiem, dodać tuńczyka z puszki, kukurydzę z puszki, nieco pieprzu, dwie łyżki koncentratu pomidorowego, trochę soku z cytryny, parę zielonych oliwek i łyżkę musztardy, wszystko razem wymieszać, podgotować, dosolić w miarę potrzeby. Następnie rozgrzać na patelni olej lub masło, wylać na nią ciasto i czekać aż całość będzie ruchoma. Kiedy przy lekkim potrząsaniu, naleśnik będzie szurał po dnie patelni, odwrócić na drugą stronę zgrabnym podrzuceniem. Na połowie naleśnika wyłożyć przygotowaną wcześniej rybną papkę, po chwili zawinąć drugą połową i przykryć na kilka sekund pokrywką, żeby całość przeszła zapachem nadzienia.

Powiecie: banał iście barowy. Ale przyznajcie, nie raz BAR okazuje się jedynym prawidłowym rozwiązaniem hasła: GŁÓD.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz